czwartek, 28 maja 2015

Biały dom

Dom stał w oddali, jakby wycofany. Gdy jechaliśmy pierwszy raz drogą, nie zwróciliśmy na niego uwagi. Biały. Z popielatą podmurówką i dachem w tym samym kolorze. Z facjatką. Wyłaniający się z zieleni traw i liści, prześwitujący spomiędzy gałęzi brzóz.

Zbliżyliśmy się drogą przez łąkę i betonowy mostek nad wąziutką rzeczką. Rzeczka jak strużka, a pochylają się nad nią olchy takie wysokie. Tuż przy mostku mieszkanie czarownicy - pękata wierzba. Doszliśmy aż do zielonej bramy, której nie mogliśmy otworzyć. Więc okrążyliśmy ogrodzenie i wspięliśmy się pod górę przez pole truskawek. Chcieliśmy wiedzieć, co skrywa ten dom. Zobaczyliśmy oszkloną werandę, klomb z różami, kilka budynków gospodarczych.
Wyglądał, jakby na nas czekał.

W zeszłe wakacje Marek zaczął nowennę pompejańską w intencji miejsca dla nas. W naszym dwupokojowym mieszkaniu osiągnęliśmy stan permanentnego chaosu. Albo mogłabym wyrzucać rzeczy (tego nie lubię), albo czas było się stąd ruszyć. Zresztą - moje założenie było takie, że po 5 latach się stąd wyprowadzimy. A w tym roku minęło 6 lat, jak się zasiedzieliśmy. Zanim Marek zaczął nowennę chyba z miesiąc myśleliśmy o tym, jakie ma być to nasze nowe miejsce. Powstała wielopunktowa lista. Biały dom na oko spełnia sporo punktów.
Dowiedzieliśmy się o nim przez przyjaciół. Bo oni mieszkają w tej miejscowości. Pojechaliśmy do sołtysa (a raczej męża pani sołtys, jest na to forma?), on nam dom pokazał i skontaktował z właścicielem. Na razie właściciel nie wie, czy będzie chciał wynająć.
Nie chcę się cieszyć, żeby nie zapeszyć ;) Ale jakoś tak to wszystko opatrznościowo wygląda. Więc może on naprawdę na nas czeka :)

2 komentarze:

  1. cześć Matko Kwiatka, jestem oszustem, który wpisuje posty sprzed roku ;) pozdrawiamy z białego domu :)

    OdpowiedzUsuń